Odcinek Holenderski
Sierpień 2002 r.
Katwijk ann Zee
Noordwijk aan zee
Do miejscowości tej trafiłem całkiem przypadkowo jadąc z Hagi na północ w poszukiwaniu piaszczystej plaży. Jest to nie wielka miejscowość z piękną plażą. Po obu jej końcach znajdują się duże darmowe parkingi.
Po zainkasowaniu odpowiedniej dawki promieniowania słonecznego udałem się na zwiad rowerowy. Wyruszyłem w kierunku północnym, gdzie po minięciu nadmorskiej tamy na dopływającym kanale, wjechałem na drogi rowerowe biegnące w wzdłuż brzegu.
Musze coś napisać o pewnych zasadach panujących na tych rowerowych autostradach. Drogi są asfaltowe z linią przerywaną po środku, dla pieszych natomiast biegnie kilka metrów obok
szeroka wysypana grysem ścieżka. Na asfalcie pierwszeństwo mają rowery, a niesfornych pieszych goni się dzwonkami.
Co jakiś czas pojawiają się parkingi dla rowerów i przejścia przez wydmę na plaże.
Przy jednym z takich miejsc odnalazłem pierwszy beton. Był to niewielki bunkier typu Tobruk, całkowicie zasypany piaskiem.
Wejście było nie widoczne, tylko otwór gniazda można było zobaczyć.
Jadąc dalej napotkałem na ślady zapory przeciwczołgowej. Najpierw zobaczyłem fundamenty wylane kawałkami, w,których widoczne są wycięte szyny kolejowe.
Po kilkunastu metrach dotarłem do następnej zapory, tym razem wykonanej z jednego ciągu betonowej ławy z zamocowanymi w niej szynami z dwuteownika
Na urwanym końcu fundamentu widać wyraźnie, pod jakim kątem były ustawione szyny. W miejscu tym pas wydmowy jest bardzo szeroki z dużą ilością rozchodzących się ścieżek. Po kręciłem się trochę po okolicy w nadziei odnalezienia jakiegoś obiektu stojącego za zaporą, ale bez skutku.
W końcu dojechałem do następnej nadmorskiej miejscowości Noordwijk aan Zee. Na początku jest małe rondo z pomnikiem mewy.
Tym razem trafiłem do kurortu z drogimi hotelami, przeciętny turysta to nie ma, co tu szukać wszędzie stoją parkometry.
Na drugim krańcu miasta wypatrzyłem zamaskowany bunkier, który dzisiaj otoczony jest domkami jednorodzinnymi. Dziś wiem, że należało szukać w okolicy znajdującej się tam bareriii, ale na miejscu nie było dróg przy samym brzegu.
Dalej pojechałem podobnymi jak wcześniej drogami rowerowymi, przez pagórkowate wydmy. Po jakimś czasie pojawił się las,
a zanim pola golfowe. Podjechałem jeszcze do widocznej już blisko wieży wojskowej radiostacji i postanowiłem zawrócić wobec braku rezultatów. Przejechałem wzdłuż brzegu 12 km, co daje razem 24 km w palącym słońcu. Szkoda tylko, że nie dojechałem do ZANDVOORT, a brakło mi tylko 9 km. Z sieci wiem, że są tam baterie.
2002
26.03.2010.